piątek, 14 sierpnia 2015

TAŚMY WATYKANU / THE VATICAN TAPES (2015)



reżyseria - Mark Neveldine
scenariusz - Christopher Borrelli, Michael C. Martin
obsada - Olivia Taylor Dudley, Dougray Scott, Michael Peña, Kathleen Robertson, John Patrick Amedori, Peter Andersson, Djimon Hounsou, Michael Paré, Jarvis W. George, Alison Lohman, Daniel Bernhardt
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 23 lipca 2015
premiera w Polsce - 24 lipca 2015 (kino)
źródło - kino (Kino Świat)

   Od 2000 lat Watykan dokumentuje dowody na istnienie zła. Jedną z badanych spraw jest przypadek 27-letniej Angeli Jones, która według miejscowego księdza padła ofiarą opętania. Na ratunek kobiecie przybywa ze Stolicy Apostolskiej doświadczony egzorcysta, kardynał Bruun. Wraz z ojcem Lazano i bliskimi Angeli będzie musiał zmierzyć się z czymś, co wykracza poza wszystko, z czym wcześniej miał do czynienia.



   Horror Marka Neveldine'a, twórcy dotychczas kojarzącego się z kinem akcji (Adrenalina 1&2, Ghost Rider 2), to kolejny film podejmujący ciągle modną tematykę egzorcyzmów. Niestety Taśmy Watykanu nie nawiązują poziomem do najlepszych przedstawicieli tego nurtu (Egzorcyzmy Emily Rose, Ostatni egzorcyzm) prezentując dawno już ograne chwyty i to w dość nijakiej formie. Fakt, film jest dobrze nakręcony, ma ładne zdjęcia, całkiem ciekawą obsadę, ale przy tym jest zupełnie pozbawiony energii potrzebnej do tego, by wykrzesać z widza jakieś żywsze emocje. Nie pomogła Taśmom Watykanu przyznana przez cenzorów  kategoria PG-13, która na pewno okroiła wachlarz środków straszenia. Nie powinno być to jednak dla twórców wymówką, gdyż wymienione wyżej przeze mnie dzieła otrzymały tę samą kategorię, a jednak potrafiły zszargać nerwami widza. A tu niemal przez godzinę każe się nam czekać na coś, co i tak wypada blado na tle konkurencji. Jeszcze gorszą sprawą jest finał, który niemalże jest kopią tego z nieudanej kontynuacji Ostatniego egzorcyzmu. Czym jeszcze zgrzeszyli twórcy Taśm Watykanu?


  Tak jak w każdym filmie o opętaniu, tak i tu bohaterką jest niewinne dziewczę o anielskiej urodzie. Angela kończy właśnie 27 lat i świetnie bawi się na przyjęciu urodzinowym zaaranżowanym przez jej chłopaka, Pete'a. Jest to też dobra okazja, by ten poznał jej ojca, który wyraźnie trzyma go na dystans. Zabawę przerywa nieszczęśliwy wypadek, kiedy to dziewczyna kaleczy się w rękę w trakcie krojenia tortu. W szpitalu rana zostaje opatrzona przez lekarza, ale wkrótce ma miejsce kolejny incydent. Podczas przejażdżki autobusem do pojazdu wpada kruk i dziobie Angelę w niedawno opatrzony palec. Wkrótce Pete zauważa zmianę w jej zachowaniu, które jest teraz niezwykle prowokujące. Pewnego dnia dziewczyna prowokuje samochodową stłuczkę, w wyniku której trafia do szpitala i nie odzyskuje przytomności przez 40 dni. Wkrótce po przebudzeniu szpitalne kamery rejestrują jak Angela próbuje utopić w wanience noworodka. Natychmiast zostaje wysłana na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Tam mają miejsce kolejne, tym razem śmiertelne wypadki i staje się jasne, że dziewczynę najlepiej trzymać z dala od innych ludzi. Nagrania  z sesji prowadzonych przez doktor Richards trafiają, dzięki uprzejmości opiekującego się Angelą ojca Lazano, do Watykanu. Tamtejszy wikariusz podejmuje decyzję o zajęciu się sprawą.


   A my już nie możemy się doczekać sceny egzorcyzmu albo przynajmniej jakiejkolwiek sceny, która byłaby w stanie nas wystraszyć. Niestety, Taśmy Watykanu, pomimo kilku zrywów, ogląda się jak zwykły dramat dziewczyny nie potrafiącej ogarnąć tego, co się z nią dzieje. Smutny jest jej chłopak, zalewa się łzami ojciec,  który z coraz większym trudem poznaje w Angeli swą ukochaną córeczkę, a nad wszystkimi czuwa zawsze czuwający w pobliżu ojciec Lazano. Znalazło się tu kilka sekwencji mających jakoby ożywić trochę akcję, ale każdej z nich czegoś brakuje. Scena, w której opętana zmusza jednego z toczących śledztwo policjantów do wbicia sobie w oczodoły dwóch żarówek aż się prosiła o bardziej graficzne przedstawienie. Z kolei ta, w której pacjenci szpitala zaczynają się nawzajem zabijać i popełniać samobójstwa staje się niezamierzenie śmieszna wraz z momentem, gdy chodzący do tej pory na kulach chory wymierza kopniaka z wyskoku jednemu z kolegów. Co ciekawe, Neveldine nadrabia te nieudolne próby wstrząśnięcia widzem w scenach, które takiego zamiaru są pozbawione. Czy to nie dziwne, że najwięcej napięcia udało mu się wykrzesać podczas niepozornej sesji prowadzonej przez doktor Richards?


   Ratunkiem dla filmu mógł być finał, czyli coś na co czeka każdy widz filmów o opętaniach. Jednak i tu czuć jakby reżyserowi zabrakło chęci, możliwości albo i umiejętności, by pokazać w tym temacie coś nowego. Angela wydziera się, sypie aramejskimi tekstami i znosi trzy jaja (nie tą drogą co myślicie), które według kardynała Bruuna oznaczać by miały Trójcę Świętą. Jest tu też obowiązkowe w trakcie takich scen wykręcanie kończyn. Zawsze się wzdrygam, gdy słyszę odgłos łamanych kości i tak było tym razem. Tylko szkoda, że to  jeden z dwóch momentów (drugim była próba utopienia dziecka), gdy mogłem odczuć podczas seansu jakiś dyskomfort. Szkoda, że Neveldine nie rozumie potrzeb współczesnego fana horroru, bo wbrew pozorom historia Angeli miała potencjał. Potencjał został zmarnowany, a najlepiej wypadły ostatnie minuty filmu, które choć skopiowane, nosiłyby nadzieję na o wiele ciekawszy, apokaliptyczny sequel. Ten jednak nigdy nie powstanie z uwagi na małe zainteresowanie dziełem Neveldine'a. Przynajmniej w USA, bo w Polsce Taśmy Watykanu są jednym z najchętniej oglądanych horrorów w tym roku.

   W tym wszystkim najbardziej szkoda aktorów. Mało znana Olivia Taylor Dudley (Czarnobyl. Reaktor strachu) świetnie wcieliła się w główną rolę, która wymagała od niej fizycznego wysiłku. Realistycznie wypadł też Dougray Scott w roli kochającego ojca i Kathleen Robertson jako doktor Richards. Niestety poprawni technicznie Michael Peña (ojciec Lazano) i John Patrick Amedori (Pete) nie mają tu wiele do zagrania plącząc się gdzieś na drugim planie. A przecież jest jeszcze Djimon Hounsou (wikary Imani) i pojawiający się w zaledwie jednej scenie Michael Paré - słaby aktor, ale z charyzmą. Tak wspaniała ekipa zmarnowała chyba swój czas występując w filmie, który nie zapisze się niestety na kartach historii gatunku. Jest to totalny średniak, który równie dobrze mógł wyjść od razu na nośnikach video i wtedy być może mógłbym spojrzeć na niego łaskawszym (i tak jest łaskawe) okiem. Dobrze przynajmniej, że nie jest tak źle jak się tego spodziewałem przed seansem. Pod tym jednym względem jestem przyjemnie zaskoczony.

5,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz