niedziela, 16 sierpnia 2015

ZMORA / FRIGHTMARE (1974)



reżyseria - Pete Walker
scenariusz - David McGillivray
obsada - Rupert Davies, Sheila Keith, Deborah Fairfax, Paul Greenwood, Kim Butcher, Fiona Curzon, John Yule, Trisha Mortimer, Victoria Fairbrother, Edward Kalinski
kraj produkcji - Wielka Brytania
światowa premiera - 6 listopada 1974
źródło - tv (Cinemax)

   Rok 1957. Dorothy Yates i jej mąż David zostają uznani winnymi okrutnych zbrodni, w wyniku których życie straciło przynajmniej sześć osób. Co gorsza, znalezione przez władze zwłoki ofiar zostały częściowo skonsumowane. Ze względu na charakter ich czynów Yatesowie trafiają do szpitala psychiatrycznego. Uznani za całkowicie zdrowych wychodzą na wolność w 1974 roku i zamieszkują na odludnej farmie. Niestety stare nawyki dają o sobie znać i już wkrótce zwabieni przez Dorothy samotni ludzie stają się głównym daniem w codziennym menu.


   Zmora jest jednym z najbardziej znanych i często uważanym za najlepszy z filmów wyreżyserowanych przez Pete'a Walkera. Ten niepokorny brytyjski twórca zadebiutował w 1968 roku kryminałem The Big Switch, po czym zrealizował jeszcze kilka komedii erotycznych, o których niewiele kto dzisiaj pamięta. W 1971 miała miejsce premiera  thrillera Die Screming, Marianne uznawanego za pierwszy krok w dobrym kierunku na drodze reżyserskiej Walkera. Ten, od tej pory, skoncentrował się na robieniu horrorów, poczynając od The Flesh and Blood Show (1972) i na Domu długich cieni (1983) kończąc. Filmy Walkera nazywane były Nową Falą w brytyjskim horrorze. Ich niewolne od odważnej  przemocy fabuły były osadzone we współczesnych czasach, a protagonistami byli młodzi ludzie, co było poważną przeciwwagą dla klasycznych produkcji studia Hammer z gwiazdami po czterdziestce. Premiera Zmory zbiegła się w czasie z premierą innego, podejmującego również kanibalistyczną tematyką horroru, Teksańskiej masakry piłą mechaniczną. Nic dziwnego, że oba filmy są ze sobą porównywane. Ba! Niektórzy piszą, że film Walkera to brytyjska odpowiedź na dzieło Tobe'a Hoopera pomijając fakt, że Zmora miała swą premierę zaledwie miesiąc później. Druga rzecz, że owe porównania są dla brytyjskiej produkcji mocno krzywdzące. Będąc skazaną na porażkę w pojedynku z otoczoną zasłużonym kultem Teksańską masakrą, wcale złym filmem nie jest. Co więcej, jako całkiem inne stylistycznie spojrzenie na kanibalizm, jest pozycją jak najbardziej wartą obejrzenia.


    Po pobycie w zakładzie zamkniętym Dorothy zamieszkuje z Davidem na starej farmie i zarabia jako wróżka stawiając karty tarota. Wśród jej klientów zdarzają się osoby samotne, często na życiowym zakręcie, który to fakt kobieta wykorzystuje po nawrocie swej choroby. Nikt przecież nie będzie szukał takich zbłąkanych, nieszczęśliwych duszyczek, a apetyt na ludzkie mięso trzeba zaspokoić. Prawdę o kobiecie zna córka Davida z poprzedniego małżeństwa pozostawiając w niewiedzy swą przyrodnią, prawie dorosłą siostrę, Debbie. Tej nie uchodzą uwagi cotygodniowe nocne wyjścia Jackie, która w tajemnicy przed nią odwiedza farmę rodziców. Okazuje się też, że ojciec rodziny nie miał wcale nic wspólnego z wydarzeniami z 1957 roku, a jedynie biernie przyglądał się występkom żony, którą kochał i wciąż kocha do szaleństwa. Na ile tym razem rzeczy będzie musiał przymknąć oko z powodu swej ślepej miłości? Ile morderstw będzie w stanie zatuszować? I  w końcu: w czyjej obronie stanie w decydującej chwili? Nastanie bowiem taki moment, że będzie musiał dokonać decydującego wyboru, kiedy to wszyscy członkowie rodziny zbiorą się w jednym miejscu razem.


   Niełatwe jest spotkanie z Yates'ami, oj niełatwe. Zmora może odrzucić widza przyzwyczajonego do standardowego sposobu narracji, dodatkowo utrudniając seans typową angielską flegmatycznością. Akcja rozwija się tu bardzo nieśpiesznie i dużo czasu poświęca się tu ekspozycji, w trakcie której poznajemy głównych bohaterów historii. Na domiar złego trudno się na początku rozeznać, wokół której postaci zbudowana będzie fabuła. Dopiero po jakimś czasie staje się jasne, że będzie nią Jackie. Ta młoda kobieta wie wszystko o przeszłości swych rodziców i stara się trzymać tę prawdę z dala od Debbie, aby nie narazić jej na niepotrzebny wstrząs. Tym bardziej, że siostra i tak już sprawia spore kłopoty wychowawcze zadając się z wszczynającym ciągłe burdy członkiem gangu motocyklowego. Jackie próbuje też ułożyć sobie życie osobiste spotykając się z psychiatrą, Grahamem, który bezwolnie zostaje wplątany w tę pokręconą rodzinną sytuację. Warto poczekać na rozwój wypadków, gdyż reżyser wraz ze scenarzystą nie omieszkali zawrzeć tego co najlepsze w ostatnim akcie filmu. Co nie oznacza, że wcześniej nie ma na co popatrzeć. Można zarzucać, że Zmora jest filmem przegadanym i statycznym, ale dzięki temu możemy wejść głębiej w psychikę jego bohaterów, a ta cała angielska otoczka okazuje się być jedną z jego największych zalet.


   Film Walkera zaskoczyć może też krwawymi scenami. Nie ma ich tu dużo, a co więcej jesteśmy skazani jedynie na oglądanie nadjedzonych zwłok, ale biorąc pod uwagę rok i kraj produkcji (ostra cenzura) nie można być w tym aspekcie zawiedzionym. Nawet zbyt gęsta i jasna krew zanadto nie przeszkadza. Rozczarowani mogą być za to ci, którzy oczekują jakichkolwiek scen konsumpcji, bo tych tu nie ma. Myślę jednak, że i tak Zmora jest filmem, który w pewien sposób może zaszokować współczesnego widza, ale mowa tu bardziej o jego aspekcie psychologicznym i o przygnębiającym finale, który jest znakiem firmowym reżysera, niźli graficznymi scenami przemocy. Pete Walker postawił też na dobrą obsadę aktorską. Dobrze się sprawdza Deborah Fairfax w roli Jackie, Paul Greenwood jako Graham i Rupert Davies grający Davida. Troszkę mieszane mam odczucia co do postaci zagranej przez Kim Butcher. Wydała mi się za bardzo szarżować w roli rozkapryszonej i pyskującej Debbie. Natomiast najwięcej pochwał zbiera Sheila Keith udanie kreująca  postać na tyle demoniczną, że niemal nierealną. Jej Dorothy to przerażająca starsza pani jakby z innej strasznej bajki, która nawiedza swą pasierbicę w snach i z obłędem w oczach zbliża się do niczego nieświadomych ofiar.


   Zmora jest horrorem stojącym w opozycji do tego, czego oczekiwalibyśmy od klasycznej, brytyjskiej produkcji. Kontrowersyjna tematyka podparta ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi i odważną jak na tamte czasy realizacją w niczym nie przypomina powstałych wcześniej produkcji ze studia Hammer. Pomimo dość powolnie rozwijającej się fabuły film Walkera ogląda się z rosnącym z minuty na minutę zainteresowaniem i choć nie jest to jakieś wielkie, godne zapamiętania dzieło, to na pewno poświęcony mu czas nie można nazwać czasem straconym. Co więcej, Zmora okazuje się być też bardzo dobrym przykładem krytyki brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości, czego reżyser nie próbował nawet ukrywać. Film otwiera bowiem scena wydania przez sąd łagodnego, w stosunku do popełnionych przez małżeństwo czynów, wyroku. Te same słowa sędziego, które wybrzmiewają pod koniec filmu, nabierają całkiem innego znaczenia, gdy wiemy już do jakich czynów jest zdolna Dorothy. Czy takie osoby jak ona, pozornie wyleczone,  powinny być w ogóle wypuszczane poza obręb szpitala psychiatrycznego? Na te pytanie musicie już odpowiedzieć sobie sami.

6,5/10
 

2 komentarze:

  1. Podobał mi się. Takie bardziej dramatyczne spojrzenie na kanibalizm, notabene nakręcone w czasach kiedy kanibalistyczne horrory były kojarzone głównie z gore. Tutaj gore jest mało, ale za to psychologii sporo. Szczególnie podobała mi się burzliwa relacja sióstr (nawet bardziej od przypadłości ich matki) i finał - ucięli w idealnym momencie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Burzliwe relacje sióstr - znam to autopsji :)
      A cliffhanger niczym w najlepszych odcinkach Dynastii ;)
      Tak na serio, to nabrałem ochoty na inne dzieła pana Walkera. Szkoda, że jego najlepszy film chyba już obejrzałem... Chciałbym się mylić.

      Usuń