piątek, 18 października 2013

DYNIOGŁOWY / PUMPKINHEAD (1988)



reżyseria - Stan Winston
scenariusz - Mark Patrick Carducci, Richard Weinman
obsada - Lance Henriksen, Jeff East, John D'Aquino, Kimberly Ross, Joel Hoffman, Cynthia Bain, Kerry Remsen, Florence Schauffler, Brian Bremer, George 'Buck' Flower, Tom Woodruff Jr.
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 1 września 1988
źródło - dvd (Lions Gate, UK)

   Ed Harley wiedzie spokojne, ustabilizowane życie wychowując samotnie swego synka Billy'ego. Wszystko się zmienia, gdy grupa szalejących na motorach nastolatków nieumyślnie zabija chłopczyka. Zrozpaczony ojciec pragnąc zemsty zwraca się o pomoc do starej wiedźmy Haggis. Krążące po mieście plotki mówią, że potrafi ona przywołać demona zemsty, Dyniogłowego. Ed będąc dzieckiem był świadkiem tego, jak potwór okrutnie rozprawił się z jednym z okolicznych mieszkańców. Teraz chce, by taki sam los spotkał sprawców śmierci jego synka. Przywołany przez wiedźmę demon szybko przystępuje do eksterminacji nastolatków. Dręczony wizjami ich śmierci mężczyzna zaczyna żałować swej decyzji i postanawia powstrzymać Dyniogłowego.



  Powstały pod koniec lat 80-tych DYNIOGŁOWY to jeden z wielu filmów o potworach, jakie powstały w tamtym okresie. Wydaje się już mocno zapomnianym tytułem i choć nie jest dziełem wolnym od wad, to zdecydowanie zasługuje na trochę więcej uwagi jaką powinni mu poświęcić miłośnicy klasycznych produkcji. Jego reżyserią zajął się debiutujący w tym fachu specjalista od efektów specjalnych, Stan Winston. Co ciekawe, pochłonięty reżyserią nie miał czasu na pracę przy projekcie monstrum, ale ekipa odpowiedzialna za jego powstanie spisała się nadspodziewanie dobrze. Zazwyczaj gdy pomyślimy o tym wspaniałym okresie jakim było kino lat 80-tych i tych wspaniałych horrorach jakie wtedy powstały, to zdecydowanie nie może ujść naszej uwadze fakt, że efekty specjalne które kiedyś powalały swym wykonaniem, dziś mocno trącą myszką. Tymczasem tytułowy demon prezentuje się wyśmienicie nawet w porównaniu ze współczesnymi produkcjami, gdzie króluje wszechpotężne CGI.


   Nie wiem czy twórcy zdawali sobie sprawę z jakości pracy jaką włożyli w powstanie monstrum. Świadczyłby o tym fakt, że ten pojawia się dopiero w trzecim akcie filmu, co jest charakterystyczne dla produkcji z tamtych lat maskujących w ten sposób niedoskonałość efektów specjalnych. W tym przypadku nie może być o tym mowy, potwór robi piorunujące wrażenie i szkoda, że tak późno przystępuje do akcji. Winą za to można obarczyć scenarzystów DYNIOGŁOWEGO, którzy zdecydowanie za długi czas poświęcają ekspozycji bohaterów i tym samym, nie włączając w to prologu, z prawdziwym horrorem zaczynamy mieć do czynienia gdzieś tak w środku projekcji.


   Wcześniej przedstawione zostaje nam sielankowe życie jakie prowadzą Ed ze swoim synem. Nie sposób zwątpić w  mocną więź jaka ich łączy i kiedy dochodzi do strasznego w skutkach wypadku jest nam autentycznie żal małego chłopca jak i ojca, który w jego wychowanie włożył całe serce. Decyzja, którą podejmuje, by pomścić śmierć swego syna wydaje się jednak dość kontrowersyjna. Tym bardziej, że praktycznie tylko jeden z nastolatków jest w pełni odpowiedzialny za wypadek, a reszta z nich próbuje nawet pomóc małemu chłopcu, gdy ten jest jeszcze żywy. Sprawiedliwość jest jednak ślepa i opętany żądzą zemsty Ed wyrusza do chatki starej wiedźmy naznaczając w ten sposób wszystkich towarzyszy sprawcy wypadku. Ten jest antypatyczną postacią, co daje się odczuć niemal od samego początku. Mężczyzna ucieka z miejsca wypadku, a potem terroryzuje chcących zawiadomić policję znajomych, gdyż będąc na zwolnieniu warunkowym obawia się trafienia za kratki. Gdy rusza go sumienie i postanawia skończyć z życiem jakie prowadzi jest już za późno i ktoś, a raczej coś, zrobi to za niego.


   Nie znający litości demon zemsty poluje na młodych ludzi, którzy stanowią raczej anonimową zbitkę charakterów. Niewiele dowiadujemy się o nich, przez co trudno nam w pełni się z nimi zidentyfikować. Jedynie Tracy, która jest miła dla Billy'ego i Steve, który najbardziej udziela się przy niesieniu pomocy ofierze wypadku, są w stanie pozyskać sympatię widza. Dlatego też trochę zaskakującym może być fakt, że jedno z nich jako pierwsze pożegna się z życiem. Widać Dyniogłowy nie przeprowadza żadnej selekcji przy wyborze swych ofiar i zabija akurat tego, kto nawinie mu się pod łapsko. Tu muszę powiedzieć, że mordy jakie popełnia mogą mocno rozczarować. Nie ma tu żadnego wyrywania serc, głów i tym podobnych rzeczy. Wszystkie sceny śmierci są raczej umowne, to też miłośnicy gore nie znajdą tu nic dla siebie. Rzuca się tu też w oczy pewne niedopatrzenie. Potwór często chwyta swe ofiary z góry, a jedną wręcz transportuje na szczyt wysokiego drzewa. Nie wiem w jaki sposób to robi, gdyż nie posiada on skrzydeł, a trudno go też sobie wyobrazić wspinającego się na dużą wysokość z ofiarą na grzbiecie. Widać nikt o tym nie pomyślał, ale taki to już urok klasycznych produkcji.


   O ile DYNIOGŁOWY zawodzi pod względem efektów gore, to nie można mu odmówić niesamowitej atmosfery. Właściwa część filmu toczy się w ciągu nocy, co już samo w sobie jest odpowiednią podstawą do stworzenia dobrego klimatu. Dodajmy do tego porywisty wiatr, przeszywające mrok błyski, gęstą, osnuwającą ciemny las mgłę i kroczącego gdzieś w ciemności demona i mamy grozę jak się patrzy. Trochę tylko szkoda, że sam potwór nie wzbudza w nas strachu. To raczej taka posępna personifikacja zła, która sama w sobie nie przeraża, a nawet wydaje się być na swój sposób czarująca szczerząc swój pysk w pięknym uśmiechu.


   W filmie główną rolę zagrał Lance Henriksen. Trzeba przyznać, że to jedna z jego najlepszych kreacji. Aktor sprawdził się tu zarówno w scenach ukazujących jego dobre relacje z synem, jak i w tych gdy jego umysł zasiewa żądza zemsty. Jest tu jedno takie wspaniałe ujęcie (uchwycone przeze mnie na zdjęciu) gdy niosąc rannego synka odwraca głowę w kierunku jednego z młodocianych bohaterów. Jeśliby można zabijać spojrzeniem, to wiedzcie że Henriksen miałby do tego prawdziwy talent. O reszcie aktorów mogę napisać tylko to, że raczej nie ma wśród nich słabego ogniwa. Ot, prezentują oni dość wyrównany poziom gry aktorskiej, a biorąc pod uwagę to, że dla kilku z nich był to filmowy debiut, to tym bardziej nie ma na co narzekać.


   I raczej narzekać nie będą miłośnicy horroru na seans z Dyniogłowym. Co prawda film się już trochę zestarzał, zwłaszcza pod kątem narracji, ale wciąż stanowi przykład solidnego kina grozy klasy B. Mamy tu przecież dobrze wykreowaną atmosferę grozy, zapadającą w pamięć kreację Lance'a Henriksena i jednego z najbardziej charakterystycznych potworów w historii gatunku. Przeszkadzać w dobrym odbiorze filmu mogą jedynie dość długo rozwijająca się fabuła i brak jakichś bardziej spektakularnych scen śmierci. Wady te na pewno wpływają na ogólną ocenę dzieła Stana Winstona, ale nie powinny one zrazić do niego fanów kina lat 80-tych.
6,5/10


5 komentarzy:

  1. "Dyniogłowy" jako film mnie nie zachwycił, ale po obejrzeniu go jakoś tak poczułem wielką przyjemność z patrzenia na potwory w filmach z ubiegłych dekad. Potem długo jeszcze wyszukiwałem filmy, w których mogłem zobaczyć monstrum w stylu Dyniogłowego. Do dziś mam sentyment ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam sentyment do Dyniogłowego. Kiedyś nagrałem ten film na kasetę video i oglądałem z kilka razy. Teraz już tak nie cieszy jak dawniej, ale wciąż ogląda mi się go dobrze.

      Usuń
  2. A jak oceniacie późniejsze części?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do drugiej części też mam sentyment i choć to już zupełnie inny klimat, to też oceniam ją na jakieś 6/10. Natomiast nowsze sequele stoją jeszcze nieobejrzane na półce i czekają na swą kolej. Wpierw muszę jednak obejrzeć ponownie "dwójeczkę", co by jej recenzję umieścić na blogu. :)

      Usuń
    2. Proszę o to link do filmu( http://www.ekino.tv/film,dynioglowy-ii-krwawe-skrzydla-pumpkinhead-ii-blood-wings-1993,195.html ) "Dyniogłowy II:Krwawe skrzydła".Film powinien działać.

      Usuń