piątek, 14 października 2016

REKIN Z JEZIORA / SHARK LAKE (2015)


reżyseria - Jerry Dugan
scenariusz - Gabe Burnstein, David Anderson
obsada - Dolph Lundgren, Sara Malakul Lane, Lily Brooks O'Briant, James Chalke, Michael Aaron Milligan, Ibrahim Renno, Miles Doleac
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 2 października 2015
premiera w Polsce - 30 czerwca (internet), 7 października (tv)
źródło - dvd (Soda Pict., UK)

    Pewnej nocy policjanci z małego miasteczka nad jeziorem Tahoe przeprowadzają obławę na lokalnego przemytnika dzikich zwierząt, Clinta Greya. Podczas pościgu auto Greya wpada do jeziora, on sam zostaje aresztowany i wysłany do więzienia zostawiając bez opieki swą kilkuletnią córkę. Młoda policjantka Meredith Hernandez postanawia zaadoptować dziecko z miejsca stając się wzorem dla lokalnej społeczności. Po pięciu latach, gdy Clint wychodzi na wolność, Meredith zaczyna obawiać się konfrontacji z mężczyzną wiedząc, że najpewniej będzie dążył do spotkania ze swą córką i to niekoniecznie w pokojowy sposób. Na domiar złego okazuje się, że podczas obławy na Greya, ten przypadkowo wypuścił do jeziora rekina tępogłowego, który właśnie teraz zaczyna terroryzować lokalną społeczność. Meredith wraz z przybyłym do miasteczka biologiem postanawia położyć kres atakom rekina.


    W czasach gdy rekiny są przedstawiane jako bestie, które potrafią poruszać się po lądzie, ryć w piasku, śniegu i robić tysiące innych rzeczy, powstał oto film traktujący je całkiem po bożemu. Tytułowy agresor z wyjątkiem umiejętności pływania w wodzie sięgającej nie wyżej niż do kolan nie przejawia bowiem żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Fani klasycznych animal attack mogliby westchnąć w tym miejscu z ulgą gdyby nie to, że dziełu Jerry'ego Dugana jakością bliżej do serii Atak rekinów niż klasycznych Szczęk Spielberga. Nie powinno być to jednak niespodzianką skoro reżyser miał do dyspozycji nędzne 2 mln dolarów, z których zapewne sporą część pochłonęła gaża dla gwiazdy jego filmu, Dolpha Lundgrena. I choć oszczędności widać tu niemal na każdym kroku, to mimo wszystko Rekina z jeziora ogląda się w miarę bezboleśnie jeśli przymknie się tylko oko na liczne nielogiczności scenariusza i niskobudżetowe CGI.


   Akcja filmu rozwija się wzorem sztandarowych dzieł z nurtu animal attack. Mamy więc pierwsze ofiary, których śmierć przypisuje się zgodnie z policyjną dedukcją akurat nie temu drapieżnikowi co trzeba, ale jak to zwykle bywa pojawia się postać mająca za zadanie wyprowadzić wszystkich zainteresowanych z błędu. I tak oto policjantka Meredith natyka się na biologa Petera, który odkrywa prawdziwe źródło zagrożenia akurat wtedy, gdy władze miasteczka zaczynają cieszyć się z zabicia przez myśliwych rzekomo odpowiedzialnego za śmierć wędkarza niedźwiedzia. Tak naprawdę winnym wszystkiemu jest tytułowy rekin, o którym wieść obija się szerokim echem w mediach ściągając nad jezioro różnej maści oszołomów, z gospodarzem programu BBC "Fish Fried" na czele. Chcący zdobyć trofeum myśliwi nie spodziewają się z jak trudnym przeciwnikiem przyjdzie im się zmierzyć, bo też nie wiedzą na jego temat dość istotnych faktów, które wychodzą na światło dzienne dzięki Meredith. Zbyt późno jednak, by ocalić nieszczęśnikom życie.


   Podstawowym zarzutem jaki można skierować do twórców filmu jest to, że jak na rzecz o rekinach, te pokazywane są bardzo sporadycznie. Co więcej, nie można się też przyjrzeć ich atakom, które mają miejsce głównie poza ekranem i tylko z rzadka można zobaczyć okaleczone ofiary lub jakąś odgryzioną kończynę. Czasem trafi się jakaś lepsza scena tego rodzaju jak atak na dwie panienki lecące paralotnią za motorówką, ale tak naprawdę przez cały seans nie sposób oprzeć się wrażeniu, że rekiny to tylko tło dla dramatu jaki przeżywa główna bohaterka. Meredith boi się utraty praw adopcyjnych, boi się o życie mieszkańców miasteczka i ogólnie cały czas widzimy ją podminowaną. Teoretycznie to postać, którą powinniśmy z miejsca polubić. Wszak to, że zaopiekowała się dzieckiem przestępcy czyni z niej postać niemal świętą. Jednak sposób w jaki reaguje na różne sytuacje, czyli najczęściej krzykiem na wszystkich dookoła, przynosi zgoła odwrotny skutek.


   Irytująca protagonistka, znikoma ilość scen z rekinami... Czy jest tu coś w ogóle wartego uwagi? A i owszem. Podobały mi się zdjęcia, przewyższające chyba wszystko to, co pokazuje nam studio Asylum. Zaskakująco fajną okazała się też drugoplanowa postać, pracujący dla BBC Garreth Ross (świetny Miles Doleac),  pewny siebie i tego, że wystarczy mu brytyjski akcent, by zaciągnąć każdą kobietę do łóżka. Ostanie dwadzieścia minut filmu to już taka smaczna wisienka na zbyt mdłym torcie. Rozgrywający się pod osłoną nocy finał Rekina z jeziora rekompensuje wszystkie wcześniejsze niedostatki i można powiedzieć, że dopiero wtedy akcja nabiera tempa. Są kolejne ofiary, a nawet eksplozja motorówki i co najważniejsze - starcie na gołe pięści Dolpha z rekinem, które powinno zadowolić fanów szwedzkiego aktora. Ten zresztą nie omieszkał pochwalić się w jednym z ujęć swą wciąż nienaganną sylwetką, o jakiej niegdysiejsi gwiazdorzy kina akcji mogliby pomarzyć (patrzę na ciebie, Steven). Dolph jak to Dolph - starzeje się godnie, ale jak tam z wyglądem rekinów? W sumie nie za bardzo wiem jak ocenić ten aspekt. Z jednej strony nie wyglądają one naturalnie przypominając z lekka gumową zabawkę, ale z drugiej strony widziałem już produkcje, w których rekiny pokazywane były znacznie gorzej, to też na tym polu raczej się nie rozczarowałem.


   To samo mogę powiedzieć o moim stosunku do dzieła Dugana. Nie był to seans, którego bym żałował, ale też nie za bardzo miałem się tu czym ekscytować. Mógłbym rzec, że "początkowe" 60 minut Rekina z jeziora nie dotrzymuje kroku poprawnie zrealizowanemu finałowi. Nie jest to też film z rodzaju tych, które są tak głupie i złe, że aż dobre. Dość poważny ton stawia go raczej wśród niezbyt udanych produkcji klasy B, przez co na wieczór z kolegami i piwkiem w ręku raczej się nie nada. Pozycję tę mogę polecić jedynie tym, którzy nie przepuszczą żadnego filmu o rekinach, jak również fanom Dolpha Lundgrena. Satysfakcja niegwarantowana.

4/10

  
   WYDANIE DVD (Soda Pictures, UK)
czas trwania - 89.02
obraz - 1.78:1, anamorficzny
dźwięk - angielski Dolby Digital 5.1,  stereo 2.0
napisy - angielskie
dodatki - zwiastun


3 komentarze:

  1. jest Lundgren, więc musi być dobrze

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałem ale słyszałem, że jest dobry. Widzę, że i recenzje całkiem ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń