piątek, 5 września 2014

MEGASZCZĘKI KONTRA MEGAMACKI / MEGA SHARK VS. GIANT OCTOPUS (2009)



reżyseria - Jack Perez
scenariusz - Jack Perez
obsada - Deborah Gibson, Lorenzo Lamas, Vic Chao, Jonathan Nation, Mark Hengst, Michael Teh, Chris Haley, Sean Lawlor, Dustin Harnish, Dana DiMatteo, Dana Healey
kraj produkcji - USA
światowa premiera - 26 maja 2009
premiera w Polsce - 20 maja 2013 (tv)
źródło - tv (Tv Puls)

   Podczas ćwiczeń wojskowych na Morzu Czukockim z okowów lodu zostają uwolnione dwie olbrzymie bestie, które zaczynają siać wokół śmierć i zniszczenie. Ośmiornica atakuje japońską platformę wiertniczą, natomiast rekin uśmierca liczącą około 50 sztuk ławicę wielorybów. Oceanograf Emma MacNeil  znajduje w wyrzuconej na brzeg morza padlinie fragment ogromnego zęba, z którym udaje się do swego byłego wykładowcy, profesora Sandersa. Ten stwierdza, że znaleziony przez Emmę okaz musi należeć do wymarłego kilka milionów lat temu prehistorycznego gatunku rekina, megalodona. Wspólnie z doktorem Shimado, który badał sprawę zniszczonej przez ośmiornicę platformy, postanawiają znaleźć sposób, by powstrzymać bestie przed kolejnymi atakami.



   Znane z tworzenia mockbusterów studio Asylum w 2009 roku wypuściło na rynek swój całkowicie autorski projekt, który narobił sporego zamieszania w mediach. Trailer do filmu MEGASZCZĘKI KONTRA MEGAMACKI był bowiem jednym z najczęściej oglądanych w serwisie YouTube prześcigając w popularności zajawki do bardziej prestiżowych produkcji. Na dodatek był też pierwszym filmem studia Asylum, które doczekało się kinowych projekcji. Wrzawa jaka towarzyszyła ekranowemu starciu dwóch morskich potworów można przyrównać do tej z 2013 roku, kiedy to stacja SyFy wyemitowała sławetne Rekinado. Seans filmu Jacka Pereza uświadomił mi jak wielka przepaść dzieli oba obrazy nie tylko pod względem realizacyjnym, ale i w sposobie w jaki włodarze studia dostarczali widzowi rozrywki wczoraj i dziś.


   Fabuła MEGASZCZĘK KONTRA MEGAMACEK nie jest zbyt wymyślna. Ot, uśpione od tysięcy lat giganty wydostają się na wolność i zaczynają szaleć na międzynarodowych wodach będąc zagrożeniem dla wszelkich stworzeń wodnych i wszelkiego rodzaju łodzi. Jakby tego było mało, potrafią również narobić  niezłego zamieszania w strefie powietrznej. Strącenie macką myśliwca czy  atak na samolot pasażerski to dla nich pestka. Nic więc dziwnego, że trójka naszych bohaterów dwoi się i troi, by przerwać tę sielankę i jak najszybciej doprowadzić do złapania potworów. Inne zamiary ma wojsko, które reprezentowane jest tutaj przez Allana Baxtera. Ten oczywiście chce zabić giganty, czemu trudno się dziwić. Ochrona gatunków zagrożonych (kto tu jest zagrożeniem dla kogo?) jest ważna i nie ma się o co spierać w tej kwestii o ile nie niesie to z sobą niebezpieczeństwa i kolosalnych kosztów. Wszak gdzie niby miałyby być trzymane te potwory, a jeżeli już to jakich rozmiarów miałby to być obiekt? W końcu i nasi naukowcy przychodzą po rozum do głowy i postanawiają doprowadzić do tytułowego starcia rekina i ośmiornicy.


   Jak na film o tak zacnym tytule MEGASZCZĘKI nie oferują zbyt wiele atrakcji. Ataki potworów są rzadkie, a jeżeli już do nich dochodzi to niezbyt cieszą oczy. Film Pereza jest bowiem dotknięty klątwą Asylum dotyczącą kiepskich, czy wręcz tragicznych efektów specjalnych. Jedynie finałowe starcie gigantów wygląda w miarę profesjonalnie. Reszta efektownych w zamierzeniu twórców scen wypada bardzo pikselowo i ratuje je tylko ich absurdalność. Atak rekina z wody na samolot czy też jego apetyt na most Golden Gate to zdecydowanie najlepsze fragmenty filmu, które urosły do rangi scen kultowych. Ośmiornica niestety nie ma tu zbyt wielkiego pola do popisu i stanowi niezbyt wdzięczne tło dla poczynań megalodona. A i tak 95% akcji wypełniają niekończące się dialogi pomiędzy bohaterami i ich naukowe dywagacje. Znalazło się nawet miejsce dla dziwacznego wątku romansowego pomiędzy Emmą a doktorem Shimado, który to pomoże mu wpaść na pomysł jak zwabić do siebie rekina i ośmiornicę, by te zewrzeć w miłosnym... tzn. morderczym uścisku.


   MEGASZCZĘKI KONTRA MEGAMACKI jeszcze te pięć lat temu można było spokojnie włączyć, by się pośmiać z debilizmów jakie zaserwowali nam twórcy tego dzieła. Roi się tutaj od błędów logicznych, technicznych i zwykłych wpadek z których najbardziej przeszkadzała mi ta z paznokciami Emmy zmieniających swój kolor w jednej scenie w zależności od ujęcia. Film też pomimo kozackiego tytułu zapowiadającego moc atrakcji w stylu sławnych starć Godzilli z potworami mocno pod tym względem rozczarowuje. Te kilka scen z rekinem i ośmiornicą to niezbyt wiele. Trwają krótko i nie potrafią zmienić czegoś, co towarzyszy nam niemal od początku seansu. Tym czymś jest wszechogarniająca nuda - największa zbrodnia jaką można popełnić na widzach. Nie macie też co marzyć o jakimś zniewalającym aktorstwie. Nie jest może ono najgorsze, bo widziałem i gorsze pod tym względem produkcje Asylum, ale też daleki jestem od zachwycania się którymś z występów. Co prawda jest tu Lorenzo Lamas, ale jego rola ogranicza się do bycia po prostu Lorenzo Lamasem jakiego znamy. Inna rzecz ma się z Deborah (Debbie) Gibson, popularną pod koniec lat 80-ych piosenkarką (pięć singli w Top 10 amerykańskiego Billboardu, w tym dwa numery jeden), dla której występ w filmie okazał się być bardziej znaczący niż jej wokalne próby powrotu na wielką scenę muzyczną. A Asylum wie jak zagrać na sentymentach widzów i co rusz wyciąga jakieś dawno już zapomniane nazwiska by przyozdobić nimi fronty fizycznych wydań swych filmów.


   MEGASZCZĘKI doczekały się dwóch kontynuacji: Megarekin kontra krokozaurus (2010) i Mega Shark vs. Mecha Shark (2014) w którym to powróciła Emma MacNeil. Grająca ją Debbie Gibson wystąpiła również w Megapyton konta gatoroid (2011), na planie którego spotkała się ze swą niegdyś największą muzyczną konkurentką, Tiffany. Reżyser obrazu już nigdy więcej nie nakręcił nic dla studia Asylum. Jego inne reżyserskie dokonania to m.in.: Wyspa zła (2003) z Carmen Electrą, 666: The Child (2006) - asylumowski mockbuster i nieźle przyjęta czarna komedia Some Guy Who Kills People (2011). A Asylum kręci dalej i coraz lepiej. Jeśli mielibyście wybierać coś na seans do pośmiania, ale też przy którym nie będziecie się nudzić, to wybierzcie coś z ostatnich propozycji studia.

2,5 / 10


Muzyczny wehikuł czasu i jeden z największych przebojów Debbie Gibson:



4 komentarze:

  1. Trafiłam do ciebie przypadkiem i muszę przyznać - bardzo ciekawy blog. Choć film zupełnie nie w moim klimacie, bo akurat tego typu horroru nie lubię, to twoją opinię dobrze się czytało. Będę zaglądać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O! Witam nową czytelniczkę i autorkę nowego bloga. Będę zaglądał i dodaję do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem tu nie pierwszy raz:) Najciekawsza strona o horrorach jaką kiedykolwiek widziałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe, ale chyba na ten tytuł jeszcze nie zapracowałem :)
      W każdym bądź razie dziękuję za dobre słowo.

      Usuń